XIII Jarosławskie Potyczki Ortograficzne – „O sporcie fifty-fifty”.

Jarosław

XIII Jarosławskie Potyczki Ortograficzne zostały zorganizowane w auli PWSTE w Jarosławiu, przez starostę jarosławskiego Stanisława Kłopota, Zespół Szkół Ekonomicznych i Ogólnokształcących oraz jarosławską filię Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Przemyślu. Partnerami konkursu byli Burmistrz Miasta Jarosławia, Uniwersytet Rzeszowski i Państwowa Wyższa Szkoła Techniczno-Ekonomiczna w Jarosławiu. Dyktando pisało blisko 80 uczestników w trzech kategoriach: szkoły podstawowe, szkoły średnie i uczestnicy.

Gościem specjalnym XIII potyczek był dr hab. Jacek Ścibor — Jarosławianin, śpiewak, pedagog Uniwersytetu Rzeszowskiego, który odczytał tekst dyktanda, przygotowany przez Matyldę Zatorską i dr. Wojciecha Maryjkę  pracowników naukowych  Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Komisja złożona z nauczycieli języka polskiego, pod przewodnictwem Teresy Krzywonos, wyłoniła zwycięzców w  następujących kategoriach:

szkoła podstawowa:
  1. miejsce i tytuł Jarosławskiego Mistrza Ortografii – Kacper Capik ze SP nr 1 w Pruchniku
  2. miejsce i tytuł I Jarosławskiego Wicemistrza Ortografii – Antonina Kochanowicz ze SP nr 1 w Pruchniku
  3. miejsce i tytuł II Jarosławskiego Wicemistrza Ortografii – Piotr Szpyrka ze SP nr 5 w Jarosławiu

szkoła średnia:
  1. miejsce i tytuł Jarosławskiego Mistrza Ortografii – Patryk Wawrzyszko z Zespołu Szkół Drogowo-Geodezyjnych w Jarosławiu
  2. miejsce i tytuł I Jarosławskiego Wicemistrza Ortografii – Patryk Gaber z Zespołu Szkół Drogowo-Geodezyjnych w Jarosławiu
  3. miejsce i tytuł II Jarosławskiego Wicemistrza Ortografii – Julia Wielgos z Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego w Jarosławiu

uczestnik:
  1. miejsce i tytuł Jarosławskiego Mistrza Ortografii – Alina Gral
  2. miejsce i tytuł I Jarosławskiego Wicemistrza Ortografii – Barbara Wrzesień
  3. miejsce i tytuł II Jarosławskiego Wicemistrza Ortografii – Piotr Pochopień

 
Gratulujemy zwycięzcom.

Zachęcamy do zapoznania się z tekstem dyktanda (poniżej), galerią fotograficzną dostępną na Facebooku jarosławskiej filii oraz relacjami w TVP3 Rzeszów i Teleekspresie Extra (ok. 7.07 min.).

Tekst dyktanda:

O sporcie fifty-fifty
– Ruszyłbyś się, Andrzeju! – westchnęła Bożena, widząc rozłożyste ciało swego chimerycznego małżonka rozciągnięte na kanapie z ekoskóry. W czasie pandemii przerzucił się na pracę zdalną i zapadł na chandrę. Pół leżał, pół siedział w niby-kokonie z wzorzystego koca, z niepohamowanym apetytem pożerając małe co nieco. Na co dzień to barłożył, to mitrężył czas, oddając się nicnierobieniu i lekce sobie ważąc nużące przytyki żony. Porzucił poranne przejażdżki rowerem, które z rzadka zamieniał na przechadzkę lub rześką przebieżkę.
Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi! – pomyślała hoża kobieta, która nie rozpoznawała jeszcze przed półtora rokiem żwawego, choć zażywnego, sześćdziesięciopięcioipółlatka. Ochoczo odwiedzała studio ajurwedyjskiej jogi, a w czasie covidowych obostrzeń w superdopasowanych, prążkowanych legginsach ćwiczyła fitness i stretching z Chodakowską, nie zapominając o diecie złożonej z nieprzetworzonych składników. Spożywała półmiękki jarmuż, rzeżuchę i nasiona chia, popijając ten miszmasz shakiem lub smoothie. Wyrzekła się bez żalu nachos, lasagne (lazani) czy latte macchiato. Zapisała się też na kurs jive’a, o którym gwarzyła z trzpiotowatą Grażyną, łże-wegetarianką.
Andrzej ni stąd, ni zowąd w okamgnieniu podniósł się z leża. W głowie miał wspomnienia wrażeń z Tokio, gdzie nie raz rozbrzmiewał Mazurek Dąbrowskiego, tak po zwycięstwie chodziarza, jak i po chyżej sztafecie na bieżni. Pokrzykiwał „Polska, biało-czerwoni!”, a wtórował mu rozentuzjazmowany głosik hołubionej wnuczki Elżbietki, pół Polki, pół Francuzki, marzącej o karierze bramkarki jak jej bożyszcze, Katarzyna Kiedrzynek. Oglądali zmagania paraolimpijczyków, śledzili Tour de Pologne, żużlowców i siatkarzy, czyniąc mnóstwo harmideru wuwuzelami. Choć czy to na mecz do Rzeszowa, czy Jarosławia, gdzie rządziła drużyna San-Pajda (SAN-Pajda), niespecjalnie się Andrzejowi spieszyło… Wolał z rozrzewnieniem oglądać na YouTubie perypetie gwiazdy futbolu lokalnego, drużyny LZS Chrząstawa.
Pot ściekł mu strużką po potylicy. Chcąc nie chcąc, przypomniał sobie nieodległe czasy, gdy niemalże dostał się do kadry biathlonistów, jednak sukces uniemożliwiła kontuzja. Przerzucił się na snowboard i przez lata szusował po stokach. Wtem rozzuchwalony ekssportowiec uśmiechnął się chytrze. Ożyła w nim żądza przygody co niemiara. „Bieg Rzeźnika” – przemknęło mu przez myśl. Od zawsze
zamierzał stanąć w ultramaratońskie szranki. „Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem…” – zanucił, zapadając w drzemkę. We śnie w okamgnieniu zdążał do odległej o ciut-ciut mety, przy żywiołowym wtórze chóru zagorzałych kibiców. Gdy przebiegł jej linię, przytuliła go cud-Bożenka, krzycząc: „Andrzeju!  Obudź się! Strasznie chrapiesz!”.

Autor: Dorota Grząba; fot. Starostwo Powiatowe w Jarosławiu